Oglądałam wczoraj wieczorem film. Na odstresowanie włączyłam sobie komedie romantyczną, przewidywalną, nudną i ze "wzruszającym" zakończeniem, amerykańskie "Jak w niebie" z Reese Witherspoon w roli głównej. Zaskoczyłam się filmem już na samym początku. Pierwszy raz spotkałam się ze "śmiercią" głównej bohaterki w ciągu pierwszych piętnastu minut. W każdym bądź razie wczorajszy seans sprawił, że zaczęłam rozmyślać nad tą idealną drugą połówką (bo przecież film skończył się "uroczym" szczęśliwym zakończeniem). Błądziłam, błądziłam aż dotarłam myślami pod furtkę tematu o najlepszych prezentach. Wyobraziłam sobie moją na razie kompletnie wyimaginowaną drugą połówkę z bukietem róż, tych moich ulubionych, różowo-pomarańczowych, delikatnych i jaskrawych jednocześnie, o pięknym zapachu. Wizja wręcz abstrakcyjna.
Uwielbiam dostawać kwiaty. To jedyny niepraktyczny podarunek, który mnie tak cieszy. Albo raczej uwielbiałabym, gdybym je dostawała.
Kwiaty dostałam raz, na urodziny, od przyjaciółki. Miało to miejsce bodajże 4 lata temu, nie powtórzyło się, ale dziękuję ci A.S., że mnie w ten sposób dopieściłaś.
Beznadziejny wiek. Od rodziny - pieniądze, od znajomych - prezenciki, a ja bym chciała kwiatka. I co? ...
Pokusiłabym się o zdanie, że wiele kobiet uwielbia dostawać kwiaty. Jeśli jest na ciebie zła, coś przeskrobałeś lub po prostu chciałbyś jej zrobić niespodziankę, kup bukiecik jej ulubionych, poczuje się doceniona i szczęśliwa.
Nie mogłam znaleźć w internecie mojego ulubionego gatunku róż, a zdjęcia ich nie chciało mi się robić, mimo że rosną przed domem. Wstawiam inne, też ładne.
Do poczytania ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz