Brak mi ochoty, ochoty na wszystko. Zarzucam sobie brak zorganizowania i lenistwo - zarzuty prosto z kanapy. Tak przesiaduję dłuższy czas, aż w końcu... w końcu... uświadamiam sobie, że za późno jest na cokolwiek, jestem zmęczona i idę spać, a obowiązki, ambicje, plany, marzenia? Odkładam na jutro. Jutro zrobię wszystko.
Wciąż uparcie to jutro nie nadchodzi i obawiam się, że nie nadejdzie nigdy, jeśli nie przeewoluuje na "dziś".
Dostrzegam coraz wyraźniej pewną moją wadę. Otóż, mam doprawdy wysokie ambicje, przez których pryzmat patrzy na mnie otoczenie. Patrzy nieodpowiednio, nietrafnie, ponieważ to tylko ambicje. Nie znaczy zbyt wiele o nas to, co mówimy o planach, marzeniach, zamiarach czy nawet poglądach. Istotne byśmy żyli nimi. Właściwie, wówczas nie trzeba nawet o nich mówić.
Bardzo mi się nie chce. Nie chce mi się tego, tamtego, i tamtego również. Wiem jednak, że jeśli się w końcu nie ruszę z miejsca, nikt mnie nie przepchnie bym to, co zamierzam, realizowała. Postanowienie? Nie ryzykowałabym chyba z jakąś deklaracją. Po cichu spróbuję. ;)
Odnośnie bloga mam pewne plany, zamiary... Taaaaak, właśnie, mam! Tylko mam! Mogłabym i tu się w końcu zmobilizować.
Do pracy! Nikt za nas nie może zrobić tego, czego my w środku, głęboko pragniemy.
Odnośnie mojego "wcześniej": wcale się nie cieszę, w ogóle!!!
Do poczytania ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz