... więc jakże bym mogła nie napisać? ;)
Znajomi mi się dziś podzielili na: samotnych twierdzących, że nie lubią tego "bezsensownego święta" i roztkliwionych, uśmiechniętych ... sparowanych. Muszę przyznać, że grupę pierwszą troszkę rozumiem i nie rozumiem jednocześnie. Z jednej strony być może są smutni czy przygnębieni z powodu braku tej osoby, do której się przytulisz i wyszepczesz 'KOCHAM CIĘ'; z drugiej - wydają mi się nieszczerzy w głoszeniu swoich "poglądów" mających na celu okazanie "obojętności" grupie drugiej (świadomej stanu rzeczy!). ;)
Takie dzisiejsze paradoksy.
Wczoraj się produkowałam, produkowałam i napisałam dwie strony wyznań, owijając w bawełnę. Ostatecznie dostrzegłam, że tego, co umieścić zamierzałam, nie zawarłam (mając już ostatnią linijkę). Jestem śmiesznie pokręcona. ;)
Lubię to święto! Tak, tak, 'walentynki można mieć codziennie', 'nie tylko tego dnia powinno się okazywać uczucie'... Zgadzam się! Jednak coś w tym jest, że 14 lutego niezmiernie przyjemnie dostać jest uroczą karteczkę z cichutkim wyznaniem, kwiatka czy cokolwiek innego słodko-milutkiego mówiącego 'jesteś dla mnie ważny/a!'.
Wszystkiego najlepszego z tej okazji! Ciepło je spędzajcie, uśmiechnięci. :)
Sting - "I'm lost without you"
:*
Do poczytania ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz